Margaretka
 
***** MARGARETKA *****
GO !!!!!!  
  ** O MNIE **
  *** WITAM ***
  POROZMAWIAMY ???
  KSIĘGA GOŚCI
  OPOWIADANIA
  POEZJA
  * ULUBIENI *
  => * K.P. Tetmajer *
  => * J. Tuwim *
  => * W. Szymborska *
  => * K.K Baczyński *
  => * Ala Wysocka *
  => Bolesław Leśmian
  Zagadnienia poetyckie
  Poradnik pisarza
  * ZŁOTE MYŚLI *
  Humorystycznie
  FOTOGRAFIA
  Zagadnienia forograficzne
  FILMY
  * ZNAJOMI *
  Wydarzenia
  POLECAM w ineternecie !!!
  Statystyki
Małgorzata Mitrowska kwiecień 2008
* J. Tuwim *


J. Tuwim:

 Urodził się 13 września 1894 w Łodzi, przy ul. Widzewskiej 44 w mieszczańskiej rodzinie zasymilowanych Żydów. Ojciec poety Izydor Tuwim ukończył szkołę w Królewcu, następnie studiował w Paryżu, był urzędnikiem1935. Matka Adela z Krukowskich pochodziła z rodziny inteligenckiej, jej czterej bracia byli adwokatami oraz lekarzami. Po śmierci męża popadła w poważną chorobę psychiczną, próbowała popełnić samobójstwo. Ostatni okres życia spędziła w zakładzie zamkniętym w Otwocku, podczas likwidacji którego została zastrzelona. W latach 1904 - 1914Prośba w Kurierze Warszawskim. Utwór podpisał inicjałami "St. M.", inicjałami poznanej w 1912 swojej przyszłej żony Stanisławy Marchwiówny, którą poślubił 30 kwietnia 1919. W 1913 zadebiutował również jako tłumacz przekładem na esperanto wiersza Leopolda Staffa "W jesiennym słońcu", opublikowanego w czasopiśmie "Pola Esperantiso". W 1916 przeniósł się do Warszawy, studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim (1916-1918), szybko jednak te studia porzucając. W trakcie studiów współpracował z czasopismem Pro arte et studio. Jeden z założycieli grupy poetyckiej Skamander w 1919. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pracował w Biurze Prasowym Wodza Naczelnego Józefa Piłsudskiego. W młodości inspirował się twórczością Leopolda Staffa (pisze o tym w swych pamiętnikach). Członek założyciel Związku Artystów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS). W 1939 wyemigrował przez Rumunię do Francji, a po jej kapitulacji (1940), przez Portugalię i Brazylię do USA. W 1942 mieszkał w Nowym Jorku. W latach wojny współpracował z emigracyjnymi czasopismami. W 1946 wrócił do kraju. W latach 1947-1950 pełnił funkcję kierownika artystycznego Teatru Nowego. W tym czasie był krytykowany przez wielu dawnych przyjaciół za nadmierną służalczość względem komunistycznych władz (jest m.in. autorem kilku tekstów gloryfikujących Stalina). Wśród wielu tekstów najbardziej osobiste są teksty o Polsce i Łodzi. Pisał, że nie wyobraża sobie życia w którymkolwiek innym kraju, ponieważ – jak przekonuje także w Kwiatach polskich – Polsce oddał swe życie. Łódź nazywał najwspanialszym miastem na ziemi. Zmarł 27 grudnia1953ZAiKS-u Halama w Zakopanem na skutek wylewu krwi do mózgu. Pochowany jest na Cmentarzu Wojskowym Powązki w Warszawie. Azowsko-Dońskiego Banku Handlowego, zmarł w

 

 

 

Tuwim uczęszczał do Męskiego Gimnazjum Rządowego w Łodzi, na początku uczył się słabo, nie okazywał zainteresowania przedmiotami ścisłymi, zwłaszcza matematyką, przez co powtarzał szóstą klasę. Zadebiutował w 1913 wierszem w pensjonacie


Twórczość::::::::::::::::::: 

Lokomotywa

Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa -
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
Buch - jak gorąco!
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
A jeszcze palacz węgiel w nią sypie.
Wagony do niej podoczepiali
Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
I pełno ludzi w każdym wagonie,
A w jednym krowy, a w drugim konie,
A w trzecim siedzą same grubasy,
Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy.
A czwarty wagon pełen bananów,
A w piątym stoi sześć fortepianów,
W szóstym armata, o! jaka wielka!
Pod każdym kołem żelazna belka!
W siódmym dębowe stoły i szafy,
W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy,
W dziewiątym - same tuczone świnie,
W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie,
A tych wagonów jest ze czterdzieści,
Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.

Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się natężał,
To nie udźwigną - taki to ciężar!

Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!

Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyła
maszyna
po szynach
ospale.
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to,
Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
Lecz raszka, igraszka, zabawka blaszana.

A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha?
Że pędzi, że wali, że bucha, buch-buch?
To para gorąca wprawiła to w ruch,
To para, co z kotła rurami do tłoków,
A tłoki kołami ruszają z dwóch boków
I gnają, i pchają, i pociąg się toczy,
Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy,,
I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...

 


Ptasie radio

Halo! halo!
Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki
dla odbycia narad:
Po pierwsze - w sprawie
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie - gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie - kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte - jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:

Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
Drozd, sikorka i dzierlatka,
Kaczka, gąska, jemiołuszka,
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
Wilga, zięba, bocian, szpak
Oraz każdy inny ptak.

Pierwszy - słowik
Zaczął tak:
"Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu
Pio pio pijo lo lo lo lo lo
Plo plo plo plo plo halo!"

Na to wróbel zaterlikał:
"Cóż to znowu za muzyka?
Muszę zajrzeć do słownika,
By zrozumieć śpiew słowika.
Ćwir ćwir świrk!
Świr świr ćwirk!
Tu nie teatr
Ani cyrk!
Patrzcie go! Nastroszył piórka!
I wydziera się jak kurka!
Dość tych arii, dość tych liryk!
Ćwir ćwir czyrik,
Czyr czyr ćwirk!

I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
Że aż kogut na patyku
Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"

Jak usłyszy to kukułka,
Wrzaśnie: "A to co za spółka?
Kuku-ryku? Kuku-ryku?
Nie pozwalam rozbójniku!
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,
Ale kuku nie ustąpię.
Ryku - choć do jutra skrzecz!
Ale kuku - moja rzecz!"
Zakukała: kuku! kuku!
Na to dzięcioł: stuku! puku!
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
Przepióreczka: chodź tu! pójdź tu!
Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!

I od razu wszystkie ptaki
W szczebiot, w świergot, w zgiełk - o taki:
"Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.

Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja.

 

Zapach szczęścia

 

Wtedy paloną kawą pachniało w kredensie,

 A zimne, świeże mleko, jak lody wanilią.
 Kiedy się, mrużąc oczy, orzeszynę trzęsie,
 Po gałęziach w olśnieniu pędzi liści milion.

 Żywiołem zachłyśnięty, zziajany w rozpędzie,
 Ileś pokrzyw posiekał, ile traw stratował!
 A kijem obtłukując szyszki i żołędzie
 Ileżeś mil po drzewach małpio przecwałował!

 I wszystko to w ognistej pamięci dziś błyska,
 Ciska się małe, szybkie, gorąco, daleko...
 I szczęście pachnie kawą. I chłoniesz je z bliska.
 A chłód w pokoju sączy waniliowe mleko.
 

 

 

 

Kartofle

Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata,

Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe

I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał,

I marszczyły się z żaru kartofle surowe.

Gdy zrudziałą gałęzią, iglastą i suchą,

Huknąć stos w łeb płomienny - jakbyś w ogień cisnął

Worek żywych chrabąszczy! Takim sykiem prysnął,

Taką paniczną chmarą iskromiotu buchał.

I nigdy tak kartofel podany do stołu

Nie nęcił, jak ten właśnie, z przyswędem i węglem,

Łapczywie wytrącony patykiem-pocięglem

Z siwej, gorącej mąki leśnego popiołu.

Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!

Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!

Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,

Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!

Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,

Z prądem, wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową,

W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.

Tak się ogień, popioły i smutek poznało.

 

 

Apokalipsa
Ciosami świateł ciemności rozciął

 Blask stujęzyczny, nożowy zamach,
 I noc, podźgana elektrycznością,
 W oślepiających stanęła ranach.
 

 Zorzo zbrodnicza, tęczo pożarna;
 O, fajerwerku bożka Philipsa!
 Jakich objawień pali się barwna
 Amerykańska apokalipsa?
 

 Kto idzie? Bokser. W kułakach - ołów,
 Zęby na wierzchu: zbawiciel nowy.
 I chwali Pana wrzask apostołów
 Z krwawo rozdartych szczęk kwadratowych.
 

 

 

 

Pokaż się z daleka

 Pokaż się z daleka,
 Choćby z najdalszego,
 (Choćby - o sto kroków...) -
 Jakoś się dowlokę,
 Widmo i kaleka,
 Do witania twego!
 

 Pokaż się! Dopełznę
 Przez ten bezmiar ziemi,
 Trawy się czepiając,
 Wiatru i kamieni.
 Dale wy bezbrzeżne!
 Dale niebosiężne!
 Krzyczeć będę z trwogi,
 Modlić się śród drogi,
 Konać - a dopełznę!
 

 Tak dopełza żołnierz
 Do figury świętej...
 Za żołnierzem - ciurkiem
 Krwawy strumyk kręty...
 Blisko już, bliziutko,
 Zaraz koniec męce:
 Już Madonna Polna
 Wyciągnęła ręce.
 

 

O suficie
Odkąd płyniesz po tym mieszkaniu,
Tym więzieniu moim dozgonnym,
Odkąd pachniesz, cienista
Lasem, rzeką i cieniem wonnym -
Dziwy u mnie: ten sufit płaski
Jeszcze nie wgiął się, nie zbłękitniał,
Nie rozbłysnął wiosennym blaskiem
I mieszkania mi nie rozwidnia.
Co dziwniejsze: że się nie chmurzy,
Nie czernieje kłębami gniewu,
Nie rozdziera się gromem burzy,
Jak przystało takiemu niebu!
Ale dziwem już nad dziwa
mi
I zniewagą dla mej tęsknoty
Jest mrok jego, kiedy nocami
Wypatruję swej gwiazdy złotej!

 

 

Giętko, żywo splatają się moje myśli
Giętko, żywo splatają się moje myśli,
Jak dziewczynie koszyk z wikliny młodej.
Sen leśny, sen powikłany tej nocy jej się przyśni,
A rankiem wczesnym -
Patrz! Już wraca - już w koszykulepkie czerwone jagody.
Idzie - śpiewa szczęśliwa, ale ciągle urywa,
Poziomka za poziomką w jej ustach się rozpływa;
Idzie - przystaje, ogląda się,
To z uśmiechem, to z żalem!
Co też w tym sercu s
ię dzieje!
A las czerni się coraz dalej,
A coraz bliżej bieleje
Chata, w której się śniło,
A przedtem się splatało,
A teraz się spełniło.

 

Gdybym był krzakiem świeżych, najczerwieńszych róż,

 

 

(A umieją one świeże być! Czerwone!)

Ty - oczy tylko (tak jak umiesz) zmruż,

A na ten rozkaz twój - spłonę.

I choćby szary, martwy, stał się zemnie proch,

I beznadziejna gruda z mogilnego dołu,

Ty - znowu przyćmij tym zmrużeniem wzrok,

A róże trysną z popiołu.

 


 





Dzisiaj stronę oglądało 7 odwiedzający ***DZIĘKUJĘ ***
ZASADA  
  Fundamentalna prawda,
która leży u podstaw sposobu myślenia lub działania
 
Przycisk Facebook "Lubię to"  
 
 
MYŚL PRZEWODNIA NA ROK 2022  
  „Tym, którzy szukają Jehowy, nie zabraknie niczego dobrego” (Psalm 34:10)  
TAKA SOBIE MYŚL  
  TAM GDZIE SIĘ KOŃCZY STREFA KOMFORTU
TAM ZACZYNA SIĘ STREFA WIARY
 
WYTRWAŁOŚĆ  
  Wytrwałość to cecha, która największe cierpienie
potrafi przemienić w chwałę
bo ponad bólem dostrzega się CEL
 
MARGARETKA Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja